- Wiesz co? - zapytałem swego przyjaciela Łapy znad kufla zimnego piwa.
- Nie wiem... - Odpowiedział z ironicznym uśmieszkiem, gotów na kolejną porcję mych życiowych mądrości. - Co? - dodał kurtuazyjnie.
- Chodzi o to, że ostatnio jakoś tak nieskładnie myślę, piszę, a nawet wypowiadam. Się. Się wypowiadam. nawet.
- Nie zauważyłem. - Skwitował, pociągnąwszy łyk piwa.
- Sam nie wiem co mi jest... myślę o tak wielu rzeczach na raz, myślę za szybko, nie daję sobie czasu na zastanowienie... Albo wprost przeciwnie, zastanawiam się zbyt wolno. Ogólnie strasznie to wszystko takie niepoukładane we mnie ostatnio jest.
- Coś w tym może być... - zastanowił się. - Istotnie z twoich werbalnych przekazów rozumiem coraz mniej.
- Naprawdę? Widziałem, że Tobie to nie umknie! Tylko cholera... bo widzisz wszystko mi zamieszała ta ostatnia książka, którą mi podesłano do recenzji. Konkretniej to znajomy chciał poznać moją opinię.
- A co z nią?
- To publikacja o marketingu.
- To znaczy?
- Tytuł "Magia Marketingu". Jak byś to zinterpretował?
- Cóż... - interpretacja wymagała głębszego namysłu. - Pewnie jakaś kolejna prawda objawiona o niezawodnych zasadach sukcesu...
- Jakbyś to sam napisał! - nie pozwoliłem mu dokończyć zdania, choć zapewne i tak była to już puenta.
- A więc co z nią?
- Po przeczytaniu wstępniaka rzuciłem nią o ścianę.
- Musi być naprawdę intrygująca.
- Słuchaj... - musiałem się głęboko zastanowić, co powiedzieć dalej. - Autor opisuje przypadek pewnej firmy w USA, która dzięki temu, że zaopatrzyła swych pracowników w magnesy przyczepiane do podeszwy buta zaoszczędziła przez rok dwa miliony dolarów na spinaczach biurowych.
Łapę zatkało. Ta informacja spadła na niego jak grom z jasnego nieba, podobnie zresztą jak wcześniej na mnie. Przeprosił w tym momencie i udał się do toalety aby przetrawić ten fakt i najpewniej ulżyć pęcherzowi.
Kiedy wrócił, nie wyglądał jednak na specjalnie poruszonego.
- To najgłupsza rzecz jaką słyszałem w tym roku. - Odpowiedział jak tylko zajął swe miejsce. - Poczyniłem pewne obliczenia i wyszło mi z nich, że aby firma w ogóle wydała te kilka milionów na spinacze to musiała by być chyba ich fabryką. A ponadto koszt zakupu takiego magnesu na pewno byłby ekwiwalentem zakupu przynajmniej 4-5 pudełek spinaczy po 100 sztuk każde. Nie jest możliwe, aby jeden pracownik zgubił pięćset spinaczy w ciągu roku, chyba, że rzucał nimi w plik kartek z nadzieją, ze się same zepną.
Wznieśliśmy toast do tych słów, sam nie ujął bym tego lepiej. W takich chwilach potwierdza się, że ludzie spotykani na naszej drodze nie są przypadkowi. Wypiliśmy i za to.
- Więc czemu jesteś taki niepoukładany, jak sam siebie określiłeś? - Łapa wrócił do pierwotnego wątku dyskusji. - Czy fakt, że ktoś wierzy w takie bzdury Cię niepokoi? Czy może to, że ktoś to wyda? A może dostrzegasz to, że wielu ludzi gotowych jest wcielić podobne pomysły w życie, i to ludzi na stanowiskach kierowniczych?
- Gorzej. Kiedy mówiłem, że rzuciłem nią o ścianę to tak naprawdę nie trafiłem i wyleciała przez okno. Gość molestuje mnie od kilku tygodni o recenzję, a ja nie bardzo mogę mu powiedzieć, że jest debilem.
- Czemu?
- Bo to mój szef ją napisał.
- Ah...
środa, 20 listopada 2013
sobota, 26 października 2013
Nie wierzę w konsumpcjonizm.
(Dawnooo nic nie było nowego... Pewnie mi paluszki trochę skostniały z braku treningu pisarskiego.
Oby dało się to czytać ;))
W coś wierzyć trzeba. Nawet ateiści w coś przecież wierzą (naukę, swój intelekt ;)).
Przechadzając się sklepowymi alejkami w jednym z centrów handlowych dopadła mnie nagła refleksja... I nie, że nagle zdałem sobie sprawę jak ten świat jest zakręcony wokół pieniędzy i sposobów na ich wydawanie (każde dziecko przecież o tym wie mniej więcej od lat dziesięciu).
Nawet nie o to chodzi, że wszyscy wokół chcą nam wyszarpać nasze ciężko zarobione pieniądze: od polityków, przez kościół, dostarczycieli niezbędnych do życia usług (internet, telewizja, telefon ;)), żebraków, złodziei, kochanków, rodzinę i producentów takich i owakich. Słowem: praktycznie wszyscy chcą naszych pieniędzy :) Motywy są różne... poza tym, że prawie każdy chce mieć tych pieniędzy coraz więcej.
Nie mam też na myśli całej puli technik manipulacyjnych wpływających na naszą świadomość, podświadomość, nadświadomość i inne mości... Ogółem sprawić aby to, że za coś zapłaciliśmy wywołała w nas radość i spełnienie. Pfu! Sprawić, abyśmy znów kupili coś, co nam jest do niczego nie potrzebne!
Ale ten post nawet nie o tym... Banalnie by było.
Więc do sedna.
Przechadzając się po tym przybytku rzeczy mało ważnych natknąłem się kilkukrotnie na tzw. akcje-degustacje. Co gorsza nikt nie chciał, abym w nich uczestniczył... Smutno mi się zrobiło widząc jak te zacne dziewojki unikają mych łapczywych na ich produkty oczek. Znaczy o prezentowane przez nie rzeczy chodzi. I zapytałem się: dlaczego?
Zacięcia po goleniu?
Znużone spojrzenie?
Cichobiegi?
Nie wiem. Może po prostu nie widziały we mnie kogoś, kto zainteresowany prezentacją będzie. Suma sumarum to co wewnątrz nas często epatuje nieświadomie na zewnątrz.
A ja w konsumpcjonizm nie wierzę :)
Oby dało się to czytać ;))
W coś wierzyć trzeba. Nawet ateiści w coś przecież wierzą (naukę, swój intelekt ;)).
Przechadzając się sklepowymi alejkami w jednym z centrów handlowych dopadła mnie nagła refleksja... I nie, że nagle zdałem sobie sprawę jak ten świat jest zakręcony wokół pieniędzy i sposobów na ich wydawanie (każde dziecko przecież o tym wie mniej więcej od lat dziesięciu).
Nawet nie o to chodzi, że wszyscy wokół chcą nam wyszarpać nasze ciężko zarobione pieniądze: od polityków, przez kościół, dostarczycieli niezbędnych do życia usług (internet, telewizja, telefon ;)), żebraków, złodziei, kochanków, rodzinę i producentów takich i owakich. Słowem: praktycznie wszyscy chcą naszych pieniędzy :) Motywy są różne... poza tym, że prawie każdy chce mieć tych pieniędzy coraz więcej.
Nie mam też na myśli całej puli technik manipulacyjnych wpływających na naszą świadomość, podświadomość, nadświadomość i inne mości... Ogółem sprawić aby to, że za coś zapłaciliśmy wywołała w nas radość i spełnienie. Pfu! Sprawić, abyśmy znów kupili coś, co nam jest do niczego nie potrzebne!
Ale ten post nawet nie o tym... Banalnie by było.
Więc do sedna.
Przechadzając się po tym przybytku rzeczy mało ważnych natknąłem się kilkukrotnie na tzw. akcje-degustacje. Co gorsza nikt nie chciał, abym w nich uczestniczył... Smutno mi się zrobiło widząc jak te zacne dziewojki unikają mych łapczywych na ich produkty oczek. Znaczy o prezentowane przez nie rzeczy chodzi. I zapytałem się: dlaczego?
Zacięcia po goleniu?
Znużone spojrzenie?
Cichobiegi?
Nie wiem. Może po prostu nie widziały we mnie kogoś, kto zainteresowany prezentacją będzie. Suma sumarum to co wewnątrz nas często epatuje nieświadomie na zewnątrz.
A ja w konsumpcjonizm nie wierzę :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)