Rozmowę tą przeprowadziłem z moim dobrym przyjacielem Tomaszem. Tomasz wrócił z Niemiec, gdzie pracował kilka miesięcy jako serwisant w ASO (Autoryzowany Salon Obsługi aka markowy warsztat). Marki nie podam, bo to tajemnica poliszynela. Wstawcie dowolną nazwę zaczynającą się np. na literę V. Rozmowa oczywiście przeprowadzona była przy piwie z uwagi na fakt,ze najlepiej rozmawia się właśnie przy piwie.
Mogę się powtarzać, z uwagi na fakt, że nadal je spożywam.
- Stary, co ja widziałem w tych Niemczech! - zaczął Tomasz, zwany przez znajomych Szczawiem. - Nie uwierzysz!
- Co cię tak zszokowało? - zapytałem, domyślając się wykładu z mechaniki.
- Jakie oni tam wałki kręcą w tych warsztatach... Nie uwierzysz! Myślałem, że u nas cuda się dzieją, ale tam to już do potęgi!
- Też tak klepią, że z trzech golfów wychodzi pięć?
- Nie no tak to nie, ale te nowe auta to jakaś paranoja. Stary, jednego w serwisie mieliśmy siedemnaście razy... policzyłem to dokładnie bo się zakładaliśmy ile razy nas jeszcze odwiedzi. Wymieniliśmy w nim chyba wszystko co się dało. Od czujnika ABS po blok silnika. W końcu się poddali i wymienili auto na nowe.
- Nieźle, ale co taki szmelc tam jeździ?
- Prawie nowe auto! Z czerwca zeszłego roku. Sami nie wiedzą o co tam chodziło. Po prostu co chwilę jakieś błędy komputer wywalał. Samochód pali, jeździ ale jednocześnie co chwile wywala komunikaty na monitorku i wzywa do serwisu. Niemiec już białej gorączki dostawał pod koniec.
- Może komputer do wymiany?
- Wymienili. Pojawiły się tylko nowe błędy.
- To co się stało?
- Tego nikt nie wie. Odesłali go do fabryki na sprawdzenie, może tam dojdą. Ale wyobraź sobie: wykładasz na furę sto patyków, a ona co dwa tygodnie Cię do serwisu zaprasza.
- Masakra.
- Tak.
- A jak się pracowało tak w ogóle?
- Zajebiście, ogółem profeska, nie to co u nas. Niemiec to jednak ma ordnung.
- Ciekawe że tak ludzie narzekają na te nowe samochody.
- Narzekają bo graty kupują. Na serwisie jak coś z awarią było to z przebiegami powyżej 170-200 tysięcy. Było kilka wyjątków, jak ten od początku zjebany, ale tak to raczej spoko.
- Czekaj, bo się pogubiłem. Najpierw mówisz, że takie przekręty, a teraz, że wszystko w porządku?
- No... Czekaj bo źle zacząłem. Chodziło mi, że jak jest dobrze, to jest dobrze. Ale jak się trafi taka czarna owca to oni tam białej gorączki dostają. W głowach im się nie mieści, że coś może być nie w porządku. Że nowa część im nie działa, albo, że samochód na komputerze jest w porządku, a w rzeczywistości wariuje. Nie wiedzą co robić biedaki. Kłócą się z szefem, z właścicielem, z fabryką. Normalnie jak kij w mrowisko.
- Ah...
- W ogóle to odkryłem cały ten ich spisek. Tą zmowę.
- Jaką znowu zmowę?
- Planowane starzenie się produktu. Nie słyszałeś o tym?
- Obiło mi się o uszy.
- Słuchaj kiedyś z niemcem gadałem o tym. I on mi to wyjaśnił. To nie chodzi o to, ze oni specjalnie robią te blachy cieńsze, silniki mniej wytrzymałe, a elektronikę zawodną. Oni to robią dla tego, ze klienci tego chcą.
- Klienci chcą kupować buble?
- Nie! Właśnie nie. Bo to nie są buble. Te samochody są dobre, tylko, że mają swój obliczony okres trwałości. Jak mleko. Mleko też ma okres przydatności.
- Ale na mleko nie wydajesz rocznej pensji.
- Właśnie tu tkwi sedno! Ich stać, żeby co te 5-10 lat wymienić wóz. Co więcej, przez ten okres powstanie ze dwie nowsze generacje ich ulubionego modelu. Oni tych samochodów i tak by się pozbyli w tym czasie. A więc fabryka doszła do wniosku, że można zaoszczędzić na tym i tamtym aby produkcja była tańsza. Inicjatywa przyszła tu jednak oddolnie.
- Brzmi logicznie. A spisek?
- Ludzie niejako spiskują przeciw sobie. To trochę jak obcinanie gałęzi na której się siedzi. Z jednej strony dla inżyniera nie było by problemem stworzyć samochód, który przejechał by milion kilometrów i służył ze trzydzieści lat. Ale w tym czasie wszystko dookoła zmieniło by się do tego stopnia, że taki produkt jest realnie mało potrzebny. Stał by się przestarzały. A przecież to jest wbrew wszystkiemu.
- Hah, masz rację. Ale do czego to nas doprowadzi?
- To jak z szybką jazdą, kiedyś zapewne wypadniemy na zakręcie.
- Szczerze mówiąc nie spodziewałem się po tobie takich głębokich przemyśleń.
- Odchamiłem się trochę. No i pracowałem z mądrymi ludźmi. Niemcami, ale w porządku byli. Tacy jak my.
- Aha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz