W cyklu: "Z pamiętnika spedytora"
Parafraza
tytułu jednego z bardziej kultowych filmów akcji klasy B lat 80-tych w
zamyśle ma oddać cały dramatyzm sytuacji, w jakiej się znalazłem!
Plan na ucieczkę z tego przeklętego miejsca (opinia cudza ;)), w którym
utknąłem przez pewną Greczynkę (nie mylić z Grażynką!) był prosty: wpaść
na giełdę, wyrwać pierwszy ładunek ze stawką nie przyprawiającą o
dzikie spazmy (ze śmiechu bądź frustracji) i WIO!
Ale jak w porządnym kinie akcji klasy B: Proste plany zawsze okazują się pułapką!
Uzbrojony w wiarę, ciężko zdobyte doświadczenie oraz wszelkie narzędzia
do poskromienia owych 24 ton nieznanego jeszcze ładunku: przystąpiłem
do działania. Niczym Snake Plissken rzucony na odciętą od świata wyspę
pełną złoczyńców bez sumienia. I tu fikcja filmowa niewiele odbiegała od
rzeczywistości. Bezwzględność, okrucieństwo... wręcz sadyzm oferentów
wkrótce skruszyło kopię mej determinacji. Nie, żebym się poddał (wszak
nie mógłbym wyłamać się z kanonu!), ale były momenty kryzysu,
zwątpienia... prawie pociekły łzy. Potem nastąpiła ta długa scena, kiedy
Ci źli próbują złamać wolę tego dobrego. I wtedy z odsieczą przybyły
posiłki w osobie doświadczonego wygi, który nie z takiej opresji
wychodził cało. Został opracowany plan na miarę kinowego pierwowzoru:
brutalnie ale skutecznie! I o świcie, w wielkim finale, udało się uciec z
tego niedobrego miejsca! A kiedy Volvo odjechało już w stronę
zachodzącego słońca, wpadł jeszcze mały bonusik... Klasyka.
Posłowie: część Hamburga wygląda na mapie jak płomień. Prawdziwy ogień piekielny: omijajcie to miejsce szerokim łukiem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz