sobota, 26 października 2013

Nie wierzę w konsumpcjonizm.

(Dawnooo nic nie było nowego... Pewnie mi paluszki trochę skostniały z braku treningu pisarskiego.
Oby dało się to czytać ;))


W coś wierzyć trzeba. Nawet ateiści w coś przecież wierzą (naukę, swój intelekt ;)).
Przechadzając się sklepowymi alejkami w jednym z centrów handlowych dopadła mnie nagła refleksja... I nie, że nagle zdałem sobie sprawę jak ten świat jest zakręcony wokół pieniędzy i sposobów na ich wydawanie (każde dziecko przecież o tym wie mniej więcej od lat dziesięciu).
Nawet nie o to chodzi, że wszyscy wokół chcą nam wyszarpać nasze ciężko zarobione pieniądze: od polityków, przez kościół, dostarczycieli niezbędnych do życia usług (internet, telewizja, telefon ;)), żebraków, złodziei, kochanków, rodzinę i producentów takich i owakich. Słowem: praktycznie wszyscy chcą naszych pieniędzy :) Motywy są różne... poza tym, że prawie każdy chce mieć tych pieniędzy coraz więcej.
Nie mam też na myśli całej puli technik manipulacyjnych wpływających na naszą świadomość, podświadomość, nadświadomość i inne mości... Ogółem sprawić aby to, że za coś zapłaciliśmy wywołała w nas radość i spełnienie. Pfu! Sprawić, abyśmy znów kupili coś, co nam jest do niczego nie potrzebne!
Ale ten post nawet nie o tym... Banalnie by było.
Więc do sedna.

Przechadzając się po tym przybytku rzeczy mało ważnych natknąłem się kilkukrotnie na tzw. akcje-degustacje. Co gorsza nikt nie chciał, abym w nich uczestniczył... Smutno mi się zrobiło widząc jak te zacne dziewojki unikają mych łapczywych na ich produkty oczek. Znaczy o prezentowane przez nie rzeczy chodzi. I zapytałem się: dlaczego?
Zacięcia po goleniu?
Znużone spojrzenie?
Cichobiegi?
Nie wiem. Może po prostu nie widziały we mnie kogoś, kto zainteresowany prezentacją będzie. Suma sumarum to co wewnątrz nas często epatuje nieświadomie na zewnątrz.

A ja w konsumpcjonizm nie wierzę :)