niedziela, 25 września 2016

Ucieczka z Hamburga

W cyklu: "Z pamiętnika spedytora"

Parafraza tytułu jednego z bardziej kultowych filmów akcji klasy B lat 80-tych w zamyśle ma oddać cały dramatyzm sytuacji, w jakiej się znalazłem!
Plan na ucieczkę z tego przeklętego miejsca (opinia cudza ;)), w którym utknąłem przez pewną Greczynkę (nie mylić z Grażynką!) był prosty: wpaść na giełdę, wyrwać pierwszy ładunek ze stawką nie przyprawiającą o dzikie spazmy (ze śmiechu bądź frustracji) i WIO!
Ale jak w porządnym kinie akcji klasy B: Proste plany zawsze okazują się pułapką!
Uzbrojony w wiarę, ciężko zdobyte doświadczenie oraz wszelkie narzędzia do poskromienia owych 24 ton nieznanego jeszcze ładunku: przystąpiłem do działania. Niczym Snake Plissken rzucony na odciętą od świata wyspę pełną złoczyńców bez sumienia. I tu fikcja filmowa niewiele odbiegała od rzeczywistości. Bezwzględność, okrucieństwo... wręcz sadyzm oferentów wkrótce skruszyło kopię mej determinacji. Nie, żebym się poddał (wszak nie mógłbym wyłamać się z kanonu!), ale były momenty kryzysu, zwątpienia... prawie pociekły łzy. Potem nastąpiła ta długa scena, kiedy Ci źli próbują złamać wolę tego dobrego. I wtedy z odsieczą przybyły posiłki w osobie doświadczonego wygi, który nie z takiej opresji wychodził cało. Został opracowany plan na miarę kinowego pierwowzoru: brutalnie ale skutecznie! I o świcie, w wielkim finale, udało się uciec z tego niedobrego miejsca! A kiedy Volvo odjechało już w stronę zachodzącego słońca, wpadł jeszcze mały bonusik... Klasyka.

Posłowie: część Hamburga wygląda na mapie jak płomień. Prawdziwy ogień piekielny: omijajcie to miejsce szerokim łukiem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz